17.02.2016

MASCARA MAYBELLINE LASH SENSATIONAL

Cześć! Bezdyskusyjnie jednym z głównych atrybutów kobiety są rzęsy. Wachlarzyk kruczoczarnych, perfekcyjnie rozdzielonych, subtelnie podkreślonych długich rzęs stanowi piękną oprawę oczu i nadaje charakter spojrzeniu. Niestety nie każda z Nas jest obdarzona pięknymi i wyrazistymi  rzęsami z natury, czy też nie każda z Nas decyduje się na tak popularne ostatnio sposoby uzupełniania rzęs, w związku z tym niezbędnym elementem każdego makijażu jest właśnie tusz.

Ja poszukuję w tuszu efektu wydłużenia rzęs, pogrubienia i podkreślenia mocnym, czarnym tuszem, przy jednoczesnym ich niesklejeniu i rozczesaniu. Fajnie też, jeśli tusz choć delikatnie je podkręca. Przede wszystkim zależy mi jednak na tym, żeby moje rzęsy były po prostu widoczne zza okularów które noszę! :)

Zapraszam Was dzisiaj na recenzję mascary, która przez ostatnie tygodnie stała się dość popularna w blogosferze i przepełniona pozytywnymi opiniami na jej temat. Czy  ja również dołączyłam do grona fanek tuszu Maybelline? O tym w dalszej części recenzji o Lash Sensational


Tusz marki Maybelline przyciągnął mnie głównie swoją przepiękną moim zdaniem szatą graficzną. To lekko metaliczne, brudnoróżowe opakowanie w połączeniu z czernią wygląda zarówno uroczo i dziewczęco, jak i elegancko. Fakt, że po kilku miesiącach opakowanie nie wygląda już tak efektownie, bo ma tendencję do tego żeby się rysować, a napisy ścierać, no ale nie wymagajmy cudów, to tylko tusz za 35 zł i wiadomo, że nie wszystko będzie idealnie. A eksploatacja opakowania, i to po takim czasie kiedy produkt i tak powinno się już wymienić na nowy myślę, że nie jest jakimś wielkim minusem. 


Zgrabna, sylikonowa szczoteczka o lekko zaokrąglonym kształcie pozwala równomiernie podkręcić rzęsy, a zróżnicowana długość jej wypustek wpływa na jeszcze większą precyzję.  Szczoteczka dobrze współpracuje z konsystencją tuszu - zarówno w momencie otwarcia tuszu, kiedy jest ona bardzo rzadka i mokra, jak i później kiedy staje się bardziej gęsta. A kolor tuszu to oczywiście czerń - mocna i wyrazista.


Okej, to czas na najważniejsze, czyli efekty! Mascara tuż po otwarciu, oraz przez pierwsze tygodnie jest bardzo mokra i rzadka, co powoduje, że trzeba się nieźle napracować żeby uzyskać chociażby dostateczny efekt, nie mówiąc już o w pełni satysfakcjonującym. Tusz bardzo mocno skleja rzęsy, absolutnie ich nie rozdziela, ani nie wydłuża. Jedynie co podkręca, ale nawet ładnie podkręcone, a sklejone rzęsy nie wyglądają dobrze.

Uspokojona pozytywnymi opiniami w internecie, według których tusz jest doskonały dopiero po kilkunastu dniach od otwarcia cierpliwie czekałam na efekt. I rzeczywiście w pewnym momencie zaczęłam zauważać progres, bo tusz przestał być tak rzadki i klejący, a rzęsy zaczęły stawać się rozczesane i wydłużone. Oczekując więcej i więcej okazało się jednak, że efekt już nie postępuje, a zatrzymał się w miejscu.


Po kilku tygodniach od otwarcia Lash Sensational przy pierwszej warstwie bardzo precyzyjnie oblepia nawet najmniejsze rzęsy tuszem. W miarę dobrze je rozczesuje, delikatnie wydłuża i robi to, co jest jego atutem już od pierwszego użycia, czyli podkręca. Efekt jest moim zdaniem bardzo ładny, choć nie tak spektakularny jakiego spodziewałam się po tym jak bardzo jest wychwalany w blogosferze, no i po porównaniach do mojego ulubionego So Couture marki L'Oreal.

Druga warstwa zdecydowanie pogłębia efekt, który staje się bardziej sztuczny, wieczorowy, i nadaje jeszcze bardziej wyrazistego charakteru rzęsom znacznie je pogrubiając. Niestety w przypadku drugiej warstwy tusz znów ma tendencję do sklejania, co można jeszcze oczywiście wyczesać, ale to wydłuża czas malowania, a na czynności związane z rzęsami lubię nie poświęcać zbyt wiele czasu.

Jak tusz zachowuje się w ciągu dnia? Nie odbija się na górnej powiece, i nie kruszy się, ani nie osypuje. Jedyne zastrzeżenia pod tym względem mam do tego, że w czasie deszczowej pogody, bądź przy łzawieniu z oczu lubi się rozmazywać i tworzyć tzw. pandę. Paradoksalnie, przy demakijażu oka ciężko się go pozbyć i dokładnie zmyć w całości, a nie jest to tusz wodoodporny.

Poniżej zdjęcia efektu jaki daje tusz około dwa miesiące po otwarciu.
Kolejno od lewej: bez tuszu, jedna warstwa i dwie warstwy.

Wydaje mi się, że efekt prezentuje się fajnie :)


Okej, czas więc na krótkie podsumowanie, bo generalnie napisałam o nim zarówno dużo dobrego, jak i złego. Uważam, że produkt jest średni i że trochę za dużo pozytywnego szumu zrobiło się w okół niego, choć wiadomo że co osoba to opinia. Na każdych rzęsach tusz zareaguje inaczej, a też każda z Nas ma inne preferencje do do tego jaki efekt chce uzyskać. Tusz Maybelline daje fajny efekt, ale dopiero po jakimś czasie po otwarciu, a w dodatku mimo fajnej szczoteczki i tak wymaga precyzji i dokładności w aplikacji, bo niby z czasem jest mniej mokry, ale jednak ciągle ma tendencje aby rzęsy sklejać.  Jego zaletą jest to jak podkręca rzęsy, i jak głęboki, czarny kolor im nadaje. Z czasem też dobrze je wydłuża :) Podoba mi się jaki efekt daje po jednej warstwie.

W sumie może dlatego tak surowo go oceniam, bo nastawiłam się na jego duże podobieństwo do ulubionego So Couture z L'Oreala? ;))

A Wy czego oczekujecie od tuszu do rzęs? 
Jaki jest obecnie Waszym ulubieńcem? :)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Dziękuję za odwiedziny i komentarze.Bardzo chętnie zobaczę Twojego bloga i będzie mi miło jeśli zajrzysz do mnie jeszcze! ;)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka